Mój ulubiony aparat jest w serwisie, co oznacza trochę więcej siedzenia przy książkach, rysunkach i photoshpie, nie oznacza jednak całkowitego odwyku. Nie po to na dnie szuflady leżą piękne Starty i Zenity, Canony i inne cuda, żeby się kurzyły, prawda?
Wycinki mojego domu, tej leniwej niedzieli ustrzelone małpką Canona, którą dostałam, kiedy jeszcze 5 mpix to było coś.
Gra świateł, cieni i kolorów, zaległe czasopisma do przeczytania i sok truskawkowy, moje nowe miejsce do prac manualno-rysunkowych i to nad czym ostatnio myślę, stare zdjęcia, papiery, tusz. Kalendarz od „Zwierciadła” i książka, którą właśnie skończyłam, a którą polecam, choć pierwsze rozdziały wciągają baaardzo, a końcówka staje się cięższa do przebrnięcia.
Nadal jestem w pewnym szoku i myślę o opowieściach, w których Gunter wciela się w pracownika call center, czarnoskórego mężczyznę w Niemczech, czy bezdomnego. Nadal jest mi jakoś przykro, że ludzie potrafią być tacy okrutni, ale jednak zdecydowanie warto to przeczytać.
Wciąż nie kupiłam nowego Zwierciadła.
OdpowiedzUsuńJa wciąż nie przeczytałam, ale jest czas do 18. października ;)
Usuń